Totalna „Euforia”!
Uwielbiam niespodzianki, zwłaszcza te książkowe. Ostatnio super prezent zrobiła mi Lily King i jej „Euforia”.
Sięgnęłam po książkę dzięki rekomendacji Olgi z bloga „Wielki Buk”, ponieważ mam do niej absolutne zaufanie, jeśli chodzi o literaturę i wiem, że kiedy coś poleca, to warto się tym zainteresować. Olga ogłosiła „Euforię” najlepszą książką, jaką czytała w 2016 r., dlatego też, gdy tworzyłam listę książek, jakie chciałabym poznać w 2017 r., „Euforia” była moim numerem 1. I choć to może niezbyt ambitny argument, zdecydowałam się umieścić ją na tej liście, bo była dość krótka (liczy nieco ponad 300 stron). Uznałam więc, że nawet, jeśli będę cierpieć podczas czytania, to przez 300 stron jestem w stanie to robić. Cierpienia jednak nie było, euforia – jak najbardziej.
Książka opowiada losy trojga antropologów: małżeństwa Nell Stone i Schuylera Fenwicka oraz samotnika Adrew Barksona. Badacze spotykają się w parnym klimacie Nowej Gwinei, poznają kulturę i życie tamtejszych plemion, ale ich relacje wykraczają poza wspólną pracę. Każde z bohaterów jest dość specyficzne: Fen należy raczej do tej grupy ludzi, których albo się kocha, albo nienawidzi, Barkson łaknie towarzystwa i potrafi sporo poświęcić dla innych, Nell jest uparta, wytrwała i pełna tęsknoty.
Plemiona, wśród których mieszkają antropolodzy, zachwycają swoją odmiennością. Z jednym trudno wytrzymać, ponieważ wzbudza lęk i ledwie powstrzymuje się od rozlewu krwi, inne są bardziej otwarte, ale nie łatwo jest przełamać bariery nieporozumień. Każde z badaczy ma swój sposób na dotarcie do tubylców – Nell stawia na rozmowę, Fen na wspólną pracę, połączoną ze sprytem i intrygą, Barkson to teoretyk, który ma spory problem z praktyką.
Lily King stawia trudne pytania o podejście ludzi Zachodu do innych kultur, ukazując problemy, jakie mogą pojawić się po ich zderzeniu. Wydzieranie czy chęć szybkiego zdobycia informacji, traktowanie ludzi jako przedmiotu badań budzą spore wątpliwości moralne i pobudzają do myślenia.
W tym damsko-męskim trójkącie nie brak oczywiście intensywnych, trudnych do okiełznania uczuć. Małżeństwo Nell i Fena raczej nie jest inspirującą relacją, która pobudza do dobrego działania, ale związkiem opartym na pożądaniu, tajemnicy i walki o sławę czy tytuł lepszego badacza. Pojawienie się Barksona, który często pełni rolę mediatora gaszącego iskrę nim ta przerodzi się w wielki ogień, dodatkowo komplikuje sprawę. Tak naprawdę żadne z bohaterów w tym aspekcie nie osiąga szczęścia.
Nie wiem, co najbardziej urzeka mnie w „Euforii”: niejednoznaczni, wiarygodni bohaterowie, tajemniczość życia badanych przez nich plemion, skomplikowane relacje rodzinne i trudne historie życia antropologów czy może sposób, w jaki Lily King opowiedziała tę historię. Nie przepadam za książkami z wątkiem podróżniczym, a ta wciągnęła mnie totalnie! Z jednej strony nie mogłam się od niej oderwać, z drugiej nie chciałam, żeby się skończyła. Ta książka była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. I chciałabym jeszcze…
Lily King, „Euforia”, Dom Wydawniczy Rebis, 2016
One Reply to “Totalna „Euforia”!”