Książkowe mamy, czyli macierzyństwo w różnych barwach
Rozglądam się po swojej domowej biblioteczce i szukam książek, w których pojawiają się mamy. W każdej, na której zatrzymuję wzrok, mamy są bardzo charakterystyczne. To książki, które lubię, które zapamiętałam (brawo ja, to wcale nie jest takie łatwe!) i które polecam albo takie, których jeszcze nie czytałam, a bardzo chcę, bo fajnie jednak wiedzieć, co trzyma się na półkach. Nie będę opowiadać Wam o fabule tych powieści, ale o mamach, które się w nich pojawiają.
Oto i one!
1. „Światło między oceanami” – pisałam już o tej książce, bo to jedna z moich ulubionych ostatniego roku. Tutaj jest więcej niż jedna mama, a matczyna miłość spotyka się też z wielkiem cierpieniem i niezrozumieniem. Polecam ją bardzo bardzo, ale jeśli nie macie ochoty na trudne tematy i emocjonalne doły, może sięgnijcie po coś innego.
2. „Matki” – jedna z książek, które chcę przeczytać jeszcze raz. Zachwyciła mnie swoją prostotą i myślę, że przy kolejnej lekturze odkryję w niej to, czego nie zauważyłam rok temu. To historia matek, które wszystko wiedzą najlepiej i matki, która nie jest gotowa na macierzyństwo. Nie widziałam zbyt wielu recenzji tej książki, przeszła niezauważona, a szkoda, bo to naprawdę dobra powieść.
3. „Złodziejka książek” – to już chyba klasyka i to taka do pokochania! Uwielbiam tę powieść, czytałam ją z zaangażowaniem i wzruszeniem i chociaż zdecydowanie łatwiej polubić tatę Liesel, mama też jest niesamowita.
4. „Mama Muminków” – biografia Tove Jansson, mamy wyjątkowej. Ile osób kocha ją za stworzenie Muminków? Na dzieciństwo ilu z nas miała wpływ? Może trochę się nie popisała przy tworzeniu postaci Buki, ale, wiadomo, ideałów nie ma. To jedna z tych książek, która póki co zdobi tylko półkę w pokoju, ale głęboko wierzę, że jeszcze w tym roku poznam jej treść! Jest pięknie wydana, trochę dlatego się na nią skusiłam. Ale w środku podobno też świetna!
5. „Cudowny chłopak” – kolejna powieść na mojej liście wyciskaczy wzruszenia. Mama Auggiego, chłopca o zdeformowanej twarzy, to mama wspierająca, kochająca, walcząca z nadopiekuńczością i dająca wolność. Super mama, po prostu.
6. „Bridget Jones. Dziecko” – Bridget to matka wariatka i to, że nie odebrano jej praw rodzicielskich to naprawdę wielki sukces wychowawczy. To taka mama, która zrozumie każde macierzyńskie niepowodzenie, pocieszy, wyciągnie z lodówki kubeł lodów i wino i pocieszy jak nikt inny.
7. „Mam na imię Lucy” – mama Lucy to taka mama, z którą przebywanie wymaga cierpliwości. Mama obecna wtedy, kiedy chce i jak chce. Ale to jednak mama, więc ważne, że w ogóle jest.
8. „Gdzie jesteś, Bernadette?” – Bernadette jest mamą, która bardzo się stara. Dużo przeszła i wycierpiała, i trochę zapomniała o sobie. Postanowiła się schować, żeby nie przysparzać więcej kłopotów. Słodko-gorzka opowieść o tym, że kiedy ktoś nie wyciągnie do nas ręki, nie mamy się czego złapać.
9. „Nie wiedzą, co czynią” – Alina to matka, która zostając mamą po raz pierwszy, straciła wszystko inne, co miała w życiu. Gdy została mamą ponownie, próbowała to odzyskać. To historia mamy, która sprawdziła się w tej roli i której to nie wyszło. To opowieśc o mamie, która szuka szczęścia i która je traci. Trudna powieść o jeszcze trudniejszych relacjach.
10. Jeżycjada – a w niej mama Borejko i kolejne pokolenia mam. Mam bardzo kochających, popełniających błędy, cieszących się macierzyństwem i cierpiącym, gdy coś idzie nie tak. Takich zwykłych, u których różnie się dzieje, ale gdy jest miłość, można pokonać każdą przeszkodę. Sporo książek z tej serii czeka, aż przeczytam je ponownie; ja też czekam, aż przyjdzie na to odpowiedni moment.
A Wy, które książkowe mamy lubicie? Które zapamiętaliście? Jakie Was denerwowały? 🙂