„Gorączka świątecznej nocy” – o pewnym wybuchowym wyjeździe w mało świątecznym klimacie
Zgodnie z zapowiedzią, czas na kolejną świąteczną opowieść. Choć tym razem nie będzie tak wiele świątecznej atmosfery, ale jeśli szukacie czegoś lekkiego, na jeden, góra dwa wieczory, przeczytajcie, co myślę o „Gorączce świątecznej nocy” Caroline Hulse.
Fabuła powieści jest niezwykle prosta, ale relacje między bohaterami i sytuacja, w jakiej się znaleźli, co najmniej specyficzna. Na wspólny świąteczny wyjazd wybierają się Alex oraz Matt, a także Claire, Patrick, Scarlett i Posey. Matt i Claire byli kiedyś małżeństwem, Scarlett to ich kilkuletnia córka, Posey to jej wyimaginowany przyjaciel królik, Alex to nowa partnerka Matta, a Patrick – nowy mężczyzna u boku Claire. Mamy więc patchworkową rodzinę, mieszankę różnych charakterów i doświadczeń i zdaje się, że wszyscy jej członkowie chcą żyć w więcej niż tylko poprawnych stosunkach. Do wyjazdu dość ostrożnie podchodzi Alex, ale chcąc zadbać o dobre relacje między Mattem a Scarlett, pakuje rzeczy i dołącza do tej nietypowej ekipy. Na początku wszystko układa się w miarę dobrze, dorośli dogadują się bez większych problemów, pierwszy zgrzyt pojawia się na linii Alex-Scarlett. A później… później wszystko się sypie.
Kolejne rozdziały „Gorączki świątecznej nocy” przeplatane są sprawozdaniami z przesłuchania członków wyjazdu, obsługi miejsca, w którym się zatrzymali i relacji policjanta. Od początku wiemy, że doszło do wypadku, ktoś został ranny i nie jest w najlepszym stanie. Jeśli czytaliście „Wielkie kłamstewka”, ten zabieg będzie Wam bardzo przypominał tamtejsze wydarzenia, choć tutaj szybciej jesteśmy w stanie odtworzyć ich przebieg.
Mamy więc rodzinny, świąteczny wyjazd z wypadkiem (?) w tle i całkiem ciekawych bohaterów, którzy zebrani w jednym miejscu dostarczają sobie sporo emocji. Początkowo czuć ich napięcie i oczekiwanie, żeby wszystko się udało, żeby wszyscy miło spędzili czas, żeby nikt nie czuł się źle. Ale od razu zdajemy sobie sprawę, że to się, kurczę, nie może udać. Można udawać kilka godzin, można cały dzień, można i pewnie całe życie, ale w końcu w ten duszny klimat trzeba wpuścić trochę powietrza. Kiedy więc bohaterowie pękają, nabierają wiarygodności, do jednych sympatia się zwiększa, inni tylko utwierdzają w tym, że nie są ludźmi, z którymi chciałoby się iść przez życie.
„Gorączka świątecznej nocy” Caroline Hulse to literacki debiut autorki, całkiem udany, choć jednak trochę rozczarowujący. Książkę czytałam bardzo szybko, bo stoi dialogami i właściwie nie wiadomo nawet, kiedy kończy się jeden rozdział i zaczyna kolejny. Styl autorki jest lekki, powieść nie zajmie Wam więcej niż dzień lub dwa. Czego więc mi zabrakło? Nutka tajemniczości, jaka pojawia się w książce, nie buduje napięcia, a samo wyjaśnienie sytuacji mnie nie przekonało. Wrzenie, jakie pojawia się między bohaterami, eksploduje chyba zbyt szybko. Nie do końca wiadomo, dlaczego zachowują się w konkretny sposób, co sprawia, że nagle mają do siebie pretensje, a w trakcie świątecznego wyjazdu, który miał dostarczyć wspaniałych wspomnień jego najmłodszej uczestniczce, postanawiają jednak „naprawiać” swoje życie i związki.
Poza tym, choć jak wspomniałam, książkę czyta się ekspresowo, momentami mnie nużyła, zwłaszcza odniesienia związane z poznaniem się bohaterów, nawiązania do przeszłości. Niespecjalnie wpływało to na fabułę, a trochę ją rozciągało.
I na koniec – świąteczna atmosfera. Wydarzenia dzieją się już po 20 grudnia, ale klimatu Bożego Narodzenia raczej tu mniej niż więcej. Co prawda Scarlett odwiedza św. Mikołaja, jest też wzmianka o elfach i świątecznym cieście, którego nikt nie lubi, ale na tym trudno zbudować coś więcej.
Nie żałuję tych kilku godzin spędzonych z „Gorączką świątecznej nocy”, bo potrzebowałam czegoś relaksującego, co nie wymaga zbyt wiele skupienia i myślenia. Nie żałuję też, że sięgnęłam po tę powieść na początku listopada, nie trzymając jej specjalnie na grudzień. Dla mnie to raczej przeciętniak, dobrze się czytało, ale nic poza tym. Jeśli więc szukacie czegoś na wcześnie rozpoczynające się długie wieczory, chcecie poczytać i się nie zmęczyć, to śmiało, ale na pewno są lepsze książki, po które warto sięgnąć.