„Wszystko zależy od przyimka” – fascynująca odsłona języka
„Wszystko zależy od przyimka” przypomniało mi, że lubię język polski. Tak było od zawsze: starałam się poprawnie mówić i pisać, chociaż nie jestem mistrzem słowa. Niespecjalnie interesuje mnie też historia języka, od moich przyjaciółek polonistek słyszałam o jerach i trochę mnie to przeraziło, więc nie brnęłam dalej. Ale lubię poznawać nowe słowa, wiedzieć, dlaczego dany wyraz należy odmieniać w określony sposób, wydaje mi się, że nie mam większej trudności z radzeniem sobie z językiem polskim. A jednak nie sądziłam, że rozmowa trzech językoznawców sprawi mi aż tak wielką przyjemność. I jestem przekonana, że wielu z Was także by się spodobała.
Bohaterami książki są trzej profesorowie: Jan Miodek, Jerzy Bralczyk i Andrzej Markowski, których przepytuje Jerzy Sosnowski. Prof. Bralczyk kojarzył mi się z dość uszczypliwym poczuciem humoru. Prof. Miodka pokochałam, kiedy obejrzałam jeden z odcinków „Słownika polsko-polskiego”, w którym na widok kobiety z dzieckiem, mających zadać mu pytanie, oświadczył: „O, pani X ze swoją progeniturą”. O prof. Markowskim właściwie nie wiedziałam nic.
Profesorowie korygują błędy często występujące w języku, ale robią to w sposób bardzo zabawny, podając wiele przykładów i wyjaśniając, dlaczego te błędy popełniamy. Są dla tych potknięć bardzo wyrozumiali (choć przyznają, że są rzeczy, które sprawiają, że włos im się na głowie jeży), bawią się językiem i nie ukrywają, że do językowych ideałów im daleko.
W książce znajduje się wiele wyjaśnień odnoszących się do słów i zwrotów, z których korzystamy na co dzień, np. często stosowanego w mailach „witam” (którego nie cierpię). Profesorowie wyjaśniają, że samo „witam” nie brzmi dobrze, możemy powiedzieć „witam państwa”, przywitać kogoś, ale „słowo witam, przynajmniej w odczuciu naszego pokolenia, niesie ładunek pewnej wyższości. Ktoś, kto mówi witam, czuje się ważniejszy od kogoś, kogo wita. Młodzież tego nie czuje” (prof. Markowski).
Pracuję w radiu i staram się uważać na to, jak mówię. Niestety, trudno zapanować nad tym, by odnosząc się do słów rozmówcy, nie użyć „no właśnie” albo „no dobrze”. To irytujące, naprawdę niełatwo się tego pozbyć. A, jest też „chciałabym zapytać” (wiem, że jak chcę, to po prostu mam zapytać, a jednak i tak zdarza mi się tak mówić). No i panowie zwrócili na to uwagę, więc teraz jeszcze częściej włącza mi się językowy czujnik.
Bralczyk, Miodek i Markowski w wielu głowach zmienią też obraz profesorów jako niedostępnych, sztywnych i nie zajmujących się sprawami śmiertelników. Prof. Miodek twierdzi np., że i on w latach swojej młodości używał skrótu „3maj się”, jednak teraz „gdybyśmy my nagle zaczęli do siebie mówić nara, spoko, dozo, wporzo i pisali do siebie wtf itd., bylibyśmy groteskowi. A młodzi? Niech sobie tak mówią i piszą. Jestem za stary na taki internetowy styl, choć go bardzo cenię”. Nie wiem, czy Wy też tak robicie, ale ja, kiedy czytam, wyobrażam sobie daną sytuację. Wizja prof. Miodka piszącego wtf naprawdę mnie bawi.
Nie brakuje też rozmów o wulgaryzmach (o ile dobrze pamiętam, profesorowie uznali, że problemem nie jest ich istnienie, ale nadmiernie używanie i stosowanie w niestosownych miejscach), słowie „zajebisty”, zwrocie „panie Paździochu” i eufemizmach.
Ale ta książka to nie tylko rozmowy o języku, bo w tle jest po prostu człowiek. Profesorzy nawiązują do historii, wyjaśniając, skąd wzięło się dane słowo, jakie miało zastosowanie, dlaczego polszczyzna wygląda dziś tak, jak wygląda. Mierzą się też z pytaniem, czy za kilkaset lat język polski zaniknie, wyparty głównie przez angielski, czy też przetrwa i w czym tkwi jego siła.
Poza tymi wszystkimi cudownymi i naprawdę przydatnymi rzeczami, są fragmenty komiczne. Na przykład ten:
Miodek: Szaleństwo zdrobnień trwa. Myślałem, że nie do przebicia jest to, co przeżył wspomniany profesor Mańczak w Krakowie: Paczusia w okieneczku szesnastym do odebrania! Ale rok temu miałem badania okresowe, na szczęście ostatnie w życiu, do emerytury zostały mi cztery lata, więc mam spokój. Nasza sytuacja jest jakoś tam sympatyczna, gęby trochę rozpoznawalne, więc te panieneczki roześmiane, przemiłe.
Bralczyk i Markowski: Panieneczki!
Miodek: One się w uprzejmości zagalopowały do tego stopnia, że powiedziały: Panie profesorze, moczyk proszę na półeczkę, a wyniczki będą o wpół do drugiej. I były!
Do moich ulubionych fragmentów zaliczam też ten o Murzynach i Żanetach, ale nie mogę wszystkiego Wam tutaj pokazać!
Podsumowując: „Wszystko zależy od przyimka” to świetna i inspirująca książka, która pomoże rozprawić się z błędami językowymi i odkryć nowe zakątki polszczyzny. Myślę, że osoby, których język polski nie kręci, i tak odnajdą w niej coś, co.. bawi i uczy.
Miłej lektury!
One Reply to “„Wszystko zależy od przyimka” – fascynująca odsłona języka”