„Projekt Rosie” – miłość, która nie mogła się zdarzyć
„Projekt Rosie” to nie jest najlepsza książka, jaką przeczytacie, ale jej główny bohater zdecydowanie zasługuje na zainteresowanie!
Don Tillman jest profesorem genetyki z uniwersytetu w Australii. Ma tylko dwoje przyjaciół i nie nadaje się do udziału w towarzyskich spotkaniach, bo szansa, że strzeli jakąś gafę, wynosi 99%. Potrafi wypomnieć komuś otyłość a na pytanie: „czy jestem atrakcyjna” odpowiada: „szczerze mówiąc, nie zauważyłem”. Nie myślcie jednak, że Don jest gburem bez serca – za jego specyficznym obyciem stoją pewne kłopoty z przeszłości, o których sam Wam opowie.
Don nie ma żony i pragnie nadrobić to niedopatrzenie. Przygotowuje szczegółowy kwestionariusz, aby wyselekcjonować dla siebie najlepszą kandydatkę. Trudno sprostać jego wymaganiom, bo poszukiwana kobieta to ideał, a ten, jak wiadomo w przyrodzie nie występuje.
Rosie zjawia się w życiu Dona w wyniku zakładu, jaki zawarła z jego przyjacielem. Kobieta nie nadaje się na żonę Dona – nie dba o siebie, pali papierosy, spóźnia się i nie trzyma planu. Pan profesor spotyka się jednak z Rosie, by pomóc jej odnaleźć ojca. Jako fan projektów i badań nazywa tę misję „Projekt Ojciec”. I udaje im się odkryć sporo ciekawych faktów.
Historia przedstawiona przez Graeme Simsiona nie zasługuje na fajerwerki i miano „najlepszej książki roku” albo „romansu wszechczasów”, a jednak jest w niej coś tak ujmującego, że naprawdę warto poświęcić jej kilka godzin. Chyba przede wszystkim ze względu na bohaterów – właściwie każdy ma w sobie coś charakterystycznego, wyróżniającego z tłumu. Don jest jednym z najzabawniejszych, a jednocześnie najbardziej sztywnych bohaterów literackich, jakich poznałam. A język, jakim się posługuje…
„Nie spodziewałem się, że Julie jeszcze spróbuje nawiązać ze mną kontakt. Jak zwykle okazało się, że moje poglądy na ludzką naturę są obarczone błędem. Dwa dni po wykładzie, o piętnastej trzydzieści siedem, zadzwonił telefon, a na wyświetlaczu pojawił się nieznany mi numer. Julie nagrała wiadomość, żebym do niej oddzwonił, więc poczyniłem założenie, że na pewno zapomniałem czegoś zabrać”.
„Chyba nie muszę dodawać, że nie podobał mi się pomysł, by włożyć publiczny element garderoby wątpliwej czystości. Przez chwilę czułem się przytłoczony kompletnym bezsensem tej sytuacji. Już i ta działałem w warunkach podwyższonego stresu z powodu drugiego spotkania z kobietą, która potencjalnie mogła zostać moją partnerką życiową. Teraz zaś instytucja, której płaciłem za dostarczenie nam posiłku – usługodawca, któremu powinno zależeć na tym, żeby zapewnić mi komfortowe warunki – stawiała na mojej drodze nieuzasadnione przeszkody”.
„Projekt Rosie” to odprężająca, zabawna, a jednocześnie bardzo wzruszająca książka, która zapewniła mi wiele fantastycznych emocji. Polecam! Koniecznie w towarzystwie gorzkiej czekolady!
2 Replies to “„Projekt Rosie” – miłość, która nie mogła się zdarzyć”
Ależ się czuję zaciekawiona! Mam wielką słabość do tak konstruowanych bohaterów, a nie miałam pojęcia o tej książce. Muszę koniecznie nadrobić, nawet jeśli nie będzie najlepsza, to coś czuję, że na swój sposób wyjątkowa. Pozdrawiam 😀
Bardzo się cieszę! Wypożyczyłam drugą część, zapowiada się równie dobrze 😀