„Prezent gwiazdkowy dla Korneliusza Klopsa”
Wyobraźcie sobie, że wracacie styrani do domu, za Wami tygodnie ciężkiej pracy, przed Wami wizja odpoczynku. Kładziecie się do łóżka, jedna noga już grzeje się pod kołdrą i właśnie wtedy przypominacie sobie o tym jednym ważnym mailu do wysłania, dokumencie do sprawdzenia, paczce do spakowania. Doskonale zrozumiałby Was święty Mikołaj.
Święty Mikołaj właśnie kładł się do łóżka, kiedy odkrył, że w jego worku znajduje się jeszcze jeden prezent. Może w innej sytuacji nie wymagałoby to od niego zmiany planów, ale ten prezent miał trafić do Korneliusza Klopsa, chłopca, który dostawał tylko jeden upominek, ponieważ rodziców nie było stać na gwiazdkowe podarunki.
Sprawa nie byłaby tak skomplikowana gdy nie to, że jeden z reniferów źle się czuł i nie był w stanie ruszyć w podróż. Ale i to nie powstrzymało Mikołaja. Założył płaszcza na piżamę i ruszył w stronę Marmoladowej Góry, która leżała bardzo, bardzo daleko i na szczycie której mieszkał Korneliusz Klops.
Długa droga warta celu
Święty Mikołaj korzysta z dobroci spotkanych po drodze osób. Fragment drogi pokonuje samolotem, kolejny dżipem, następny motocyklem, później śmiga na nartach, a następnie zostaje wysokogórskim wspinaczem i dociera wreszcie do adresata świątecznej paczki. Ciekawe, co mu przyniósł?
Ten motyw, że Mikołaj pokonuje wszystkie przeszkody, by zanieść prezent Korneliuszowi, wzrusza mnie do głębi. Nic go nie powstrzymuje, po prostu idzie. Jestem przekonana, że idzie, bo kocha.
Polecam Wam z całego serca, czytałam tę książkę już kilka razy i wciąż mnie porusza. Trzylatce też się spodobała, choć traktowała ją raczej jako historię przygodową. 😊
„Prezent gwiazdkowy dla Korneliusza Klopsa”
John Burningham, tłum. Dominika Cieśla-Szymańska
Wydawnictwo dwie siostry