Podsumowanie: sierpień 2017
Sierpień pokazał mi, że letnia pora niekoniecznie sprzyja czytaniu. Chciałam przeczytać mnóstwo książek, a wyszło trochę inaczej, niż planowałam, zwłaszcza pod koniec miesiąca. Tragedii jednak nie ma, poza tym książki, które udało mi się przeczytać, były naprawdę dobre.
A przeczytałam:
1. „Pragnienie” – moje pierwsze spotkanie z twórczością Richarda Flanagana zdecydowanie należało do udanych. Choć książka nie należała do najłatwiejszych w odbiorze i czytałam ją dość długo, to oczywiście nie żałuję. Jedyny problem to ten, że trudno o niej opowiedzieć…
2. „Mężczyźni bez kobiet” – to zbiór opowiadań Harukiego Murakamiego, moja zdobycz z nadmorskiego namiotu. Historie są od siebie niezależne, a to, co je łączy, to bohaterowie, którzy, jak zresztą wskazuje tytuł, żyją w jakimś sensie bez kobiet. Utracili je, szukają ich, mają złamane serce. To dość nierówna książka, ale Murakamiego darzę niesłabnącą sympatią, więc niespecjalnie mi to przeszkadzało.
3. „Wielkie kłamstewka” – to lekka, a jednocześnie wciągająca i dobrze napisana książka, w sam raz na lato. Opowiada historię tajemniczej śmierci, w którą wplątani są właściwie dobrzy ludzie, rodzice, którzy posłali swoje dzieci do szkoły. Jest tam także wiele wątków pobocznych, które dotykają trudnych i ważnych spraw: przemocy domowej, nastoletniego buntu, samotnego rodzicielstwa. Kawał dobrej książki.
4. „Za zamkniętymi drzwiami” – sięgnęłam po tę książkę przez przypadek i miło spędziłam trzy godziny. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że lektura thrillera psychologicznego raczej powinna wzbudzić we mnie inne uczucia. Do tej pory nie umiem stwierdzić, czy książka mi się podobała. Ale wracając do tego, co napisałam o niej TUTAJ, chyba jednak tak, choć nie należy do wyjątkowych.
5. „Bridget Jones. Szalejąc za facetem” – chyba najsłabsza z całego cyklu Helen Fielding, choć i tak dobrze się przy niej bawiłam. Momentami było mi nawet trochę smutno.
6. „Bridget Jones. Dziecko” – Bridget matką? To może się wydawać przerażające. I całkiem zabawne. Bridget to matka-wariatka, więc nie ma co liczyć, że dojrzała i zmądrzała.
7. „Rzecz o mych smutnych dziwkach” – w tym roku postanowiłam wrócić do Marqueza, a że to chyba najkrótsza z jego powieści, zabrałam się za nią. Wbrew pozorem to opowieść o samotności i odchodzeniu, trudnej i „złej miłości”. Bardzo specyficzna, ale na pewno warta lektury.
8. „Sputnik Sweetheart” – do tej pory moja ulubiona powieść Murakamiego. Często do niej wracam i na pewno przeczytam ponownie. Historia trzech osób, które chociaż kochają, czują się bardzo samotne.
9. „Ślady” – zdjęłam z bibliotecznej półki przez przypadek i… przepadłam. To jedna z najlepszych książek, jakie czytałam w tym roku. Najbardziej ujął mnie chyba styl Jakuba Małeckiego, który waży każde słowo. Świetna literatura.
10. „Pax” – historia Petera, chłopca, który musi rozstać się ze swoim czworonożnym przyjacielem i lisa Paxa, który swoje naturalne środowisko odkrywa jako całkiem obcy mu świat. Poruszająca, choć dość trudna jak na literaturę dla dzieci.
Nr 1 w tym miesiącu to zdecydowanie „Sputnik Sweetheart”, bo przypomniała mi, dlaczego kocham czytać. Ale zaraz za Murakamim plasuje się Jakub Małecki, bo „Ślady” totalnie mnie zaskoczyły. No i „Wielkie kłamstewka”, bo po prostu dobrze się je czytało.
Kiedy teraz patrzę na tę listę, myślę sobie, że to, co napisałam na wstępie, brzmi trochę śmiesznie, bo 10 książek to świetny wynik. Ale pod koniec miesiąca czytanie sprawiało mi mało przyjemności i chyba stąd moje wrażenie, że ten miesiąc był średni. Zobaczymy, co przyniesie wrzesień!