„Siedem minut po północy”
Koszmary są okropne, a te, które śnią się każdej nocy to prawdziwe udręczenie. W takiej sytuacji znajduje się Conor, trzynastolatek, mieszkający z ciężko chorą mamą. Budzi się 7 minut po północy i odkrywa, że nie jest sam. Odwiedza go potwór, stary cis rosnący na podwórku i składa mu propozycję: opowie mu trzy historie, a ostatnią, czwartą przedstawi mu Conor. Nic gorszego nie mogło chłopca spotkać.
Cis wywleka Conora z łóżka, rozwala mu pokój i wiele rzeczy, które napotka po drodze. Jest przerażający, wielki, wręcz majestatyczny, niezwykle silny, nieprzewidywalny. Ale z drugiej strony potwór skrywa w sobie czułość i choć żąda przerażającej dla Conora prawdy, to robi to, by pomóc chłopcu przejść przez najtrudniejszą drogę.
Historie, które opowiada potwór, drażnią Conora. Chłopiec bez wyjaśnienia, które podaje mu drzewo, nie rozumie ich przesłania, próbuje postrzegać rzeczywistość jako czarno-białą, tymczasem cis pokazuje mu szarość. Conor się buntuje, ma w sobie niezgodę, złości się i nie widzi sensu działań drzewa. Do czasu…
Życie Conora toczy się dwutorowo: w nocy śni koszmar i spotyka się z cisem, w dzień walczy o przetrwanie, o zdrowie mamy, o normalność. Mamę kocha nad życie, tata założył drugą rodzinę i widują się rzadko, najtrudniej zdecydowanie jest z babcią. Nie lubią się, nie potrafią się porozumieć, dlatego kiedy mama trafia do szpitala, a Conor pod opiekę babci, rzeczywistość staje się nie do zniesienia. W szkole Conor również nie ma lekko, jest bity i wyśmiewany.
Conor chce być bardzo dojrzały, wchodzi w rolę dorosłego, który ogarnia to, co się dzieje. Jest wsparciem dla mamy, choć sam potrzebuje wsparcia. Ze wszystkim chce sobie dawać radę, choć to przecież niemożliwe, zwłaszcza gdy ma się 13 lat i doświadcza choroby rodzica. Chce wyleczyć mamę, wierząc w skuteczność kolejnych terapii, bardziej niż ona sama, świadoma, że może się nie udać. Gdyby nie przybycie cisa, który zatrzymuje Conora i wyrywa go z tego wiru, chłopak mógłby się nie pozbierać.
To wszystko brzmi trochę smutno i faktem jest, że książka nie jest przyjemną lekturą. Niesamowicie wciąga, są tu elementy baśniowe, fantastyczne, ale jest sporo smutku i cierpienia. Najcenniejsze jest jednak to, że Conor nie zostaje sam. Choć nie ufa drzewu, zgadza się na współpracę z nim właściwie tylko dlatego, że nie ma wyjścia – w obliczu ogromnego cisu jest bezbronny. Ale to właśnie cis uwalnia Conora od różnych przytłaczających rzeczy, nie daje mu prawdy położonej na tacy, ale pozwala mu ją odkryć, tak by chłopiec był w stanie ją przyjąć. Opowieści towarzyszą przepiękne ilustracje i całość jest bardzo klimatyczna.
Jedyne, do czego nie tyle chcę, ale muszę się przyczepić to korekta. Na widok „kościelnej wierzy” trochę jednak serce mi przyspieszyło ?
Aha! Zanim przeczytałam „Siedem minut po północy”, jakiś czas temu obejrzałam film, który bardzo wiernie oddaje to, co działo się w książce i, który tak jak wersję książkową, bardzo Wam polecam.