„Żona” – najlepsza powieść 2018 roku!
Kiedy kupowałam tę książkę, dołączyłam do niej pakiet znaczników, przekonana, że zaznaczę w niej mnóstwo cytatów, do których będę wracać. Nie zaznaczyłam nic. Nie dlatego, że kolorowe karteczki nie mają mi o czym przypominać; chodzi o to, że „Żona” Meg Wolitzer napisana jest w taki sposób, że mogłabym ją czytać, czytać i nie przestawać.
„Żona” to historia małżeństwa Joan, niespełnionej pisarki, która poświęciła literaturę dla miłości, i Joego, cenionego w świecie literata, zmierzającego do Finlandii po odbiór nagrody będącej ukoronowaniem jego twórczości, który dla pisania poświęcił miłość. Początki ich związku wyznaczało pożądanie i fascynacja, dla stawiającej pierwsze kroki na studiach z literatury Joan profesor Joe Castleman był zakazanym owocem, o sięgnięciu po który marzyły wszystkie jej koleżanki. Ale to właśnie dla niej Joe zostawił żonę i córkę. Późniejsze lata małżeństwa coraz mniej przypominały sielankę, bardziej walkę o przetrwanie i zachowanie pozorów dobrego związku. Były przemilczane zdrady, wyczerpujące rodzicielstwo, stopniowo wygasające pożądanie, bycie obok siebie zamiast ze sobą, złudne towarzyszenie zamiast rzeczywistego wsparcia. Obojętność wkradała się do małżeństwa Joego i Joan małymi krokami, spychana w kąt po latach musiała wybuchnąć, stąd pierwsze zdania powieści brzmią tak:
W chwili, kiedy podjęłam decyzję, by od niego odejść, gdy wreszcie powiedziałam sobie dość, znajdowaliśmy się dziesięć tysięcy metrów nad taflą oceanu, pędząc z hukiem przed siebie, choć w iluzji bezruchu i błogiego spokoju. Zupełnie jak w naszym małżeństwie, mogłabym powiedzieć, ale po co burzyć wszystko właśnie teraz?
Dlaczego Joan przez lata żyła w iluzji? Odpowiedzią na to pytanie jest opowiadana przez nią gorzka historia, od której, paradoksalnie, nie mogłam się oderwać. Nie wiem, ile małżeństw wygląda tak jak związek Joego i Joan, ile zaczyna się od wybuchu wielkiej namiętności, a kończy mniej lub bardziej skrywaną oschłością i frustracją; nie wiem, jak wiele żon każdego dnia, mimo rozdartego serca, przykleja uśmiech na twarz i gna do przodu, byle nie dać po sobie poznać, że najbliższy jej człowiek staje się coraz bardziej obcy. Przypuszczam jednak, że żadna z nich ani sobie, ani żadnej innej kobiecie takiego związku nie życzy.
Trudno pisać o fabule, bo w książce niewiele się dzieje, wspomnienia Joan ciągną się mniej lub bardziej leniwie, pozwalając czytelnikowi wniknąć w mały świat jej małżeństwa, rodzicielstwa i kobiecości. Bo „Żona” to również historia o pozycji kobiety w społeczeństwie i zmianach, jakie na przestrzeni lat się w nim dokonały. To również opowieść o tym, że czasami można szukać siebie przez całe życie, całkowicie o sobie zapomnieć, zepchnąć swoje pragnienia i potrzeby w niebyt, a potem ocknąć się i przejrzeć na oczy, że spełnienie jest blisko, tylko człowiek od siebie zbyt daleko.
„Żona” pochłonęła mnie całkowicie, uwielbiam takie portretowanie postaci, dostęp do ich emocji, przemyśleń, całościowy obraz, dzięki któremu mogę zrozumieć motywacje bohaterów. Meg Wolitzer mi to dała i dlatego w swoim prywatnym rankingu tę powieść ogłosiłam najlepszą, jaką przeczytałam w tym roku. Nie znaczy to, że utożsamiam się z Joan, nie do końca się z nią zgadzam, raczej żal mi jej straconych pragnień, jej małżeństwa. Opowiadając tę historię sama chyba poszukuje odpowiedzi, dlaczego tak się stało i nie jestem pewna, czy ją znajduje. Dlatego też ta powieść tak mnie zafascynowała – rzadko przecież coś jest czarne lub białe, tu nie ma oczywistych wniosków i uproszczeń.
A poza tym… „Żona” to tylko 250 stron, ale wypełnionych tak pięknym językiem, gęstą treścią, że kiedy tylko ją zamknęłam, miałam ochotę rozpocząć czytania od nowa.
Coś wspaniałego.
2 Replies to “„Żona” – najlepsza powieść 2018 roku!”