„Spalić paszport”, czyli historia pewnego misjonarza
Bogusław od dziecka czuł powołanie misyjne. Wiódł spokojne, oddane Bogu życie, a potem, gdy nadszedł odpowiedni czas, wyjechał do Ugandy, by nieść Chrystusa Afrykańczykom. Ci chłonęli jego nauczanie, a zafascynowani przykładem jego życia, przyjmowali chrzest i raz na zawsze zerwali z pogańskimi bogami. Młodzi mężczyźni chętnie wstępują do nowicjatu, franciszkańska misja coraz prężniej się rozwija, a „father Kalungi” cieszy sukcesem ewangelizacyjnym.
„Spalić paszport” to nie jest taka historia. A przynajmniej nie do końca.
Bogusław Dąbrowski przed wstąpieniem do zakonu franciszkanów wiódł dość hulaszcze życie, ale Pan Bóg go do siebie przyciągnął m.in. ciszą i spokojem, jakich doznawał podczas wizyt w kościele. O. Bogusław chciał studiować filozofię, później religioznawstwo, ostatecznie jednak trafił do franciszkanów i tam zaczęła się jego przygoda z zakonem. A kilkanaście lat później – z misją w Ugandzie.
Życie misjonarza do łatwych nie należy: inna kultura, inny sposób głoszenia Ewangelii, inne warunki życia, inny sposób odżywania. O wszystkich tych trudnościach o. Bogusław pisze w swojej książce „Spalić paszport”. O kryzysie, z którego niełatwo było się pozbierać, o tęsknocie za rodziną, niezrozumieniu przez Ugandyjczyków, a także o góralskim charakterze, którego wybuchowość czasem dawała mu się ze znaki. Szczerość relacji franciszkanina to niewątpliwie jeden z atutów tej historii.
Ale misje to oczywiście też radość i jej tutaj wcale nie brakuje. Każdy chrzest, ślub, Msza św., wspólne spotkanie z Afrykańczykami to powód do uśmiechu. O. Bogusław gra z dzieciakami w piłkę, przytula, kiedy ktoś tego potrzebuje, podwozi na pace, pomaga rozwiązywać spory i po prostu jest, a to czasem dla człowieka jest najważniejsze.
Opowieść o Ugandzie łączy się także z fascynującymi, a czasem przerażającymi przygodami. Jedna z moich ulubionych to ta, kiedy do o. Bogusława przyszedł mężczyzna wraz z kandydatką na żonę. Zaplanował już ślub, zaprosił rodzinę, tymczasem okazało się, że przyszła żona o chrześcijaństwie wie niewiele, nie jest ochrzczona i przygotowanie jej do tego sakramentu musi trwać pewien czas. Mężczyzna zachował jednak zimną krew i wyszedł z sytuacji obronną ręką: następnego dnia przyprowadził inną kandydatkę, wierzącą, ochrzczoną i gotową na małżeństwo. Ślub się odbył, choć szczęście niestety nie trwało długo… Zdarzyło się i tak, że o. Bogusław, spacerując przy świetle księżyca po cmentarzu, który znajduje się obok misji, nagle wpadł do dziury. Przerażony wykaraskał się z dołu i uciekł do domu. Ta noc nie należała jednak do najspokojniejszych, ponieważ często budziły go koszmary. Gdy w świetle dnia obejrzał miejsce wypadku, okazało się, że wpadł do grobu, w którym znajdował się ludzki szkielet. Mrozi mnie na samą myśl o takiej sytuacji!
„Spalić paszport” to wciągająca, pełna kolorów opowieść o polskim franciszkaninie, który z miłości do Jezusa i ludzi poświęcił kawałek swojego życia na głoszenie Ewangelii tam, gdzie bardzo trudno jest ją zakorzenić. Lektura przyniesie też fascynujący obraz życia Ugandyjczyków, ich wierzeń, zwyczajów oraz podejścia do otaczającego świata. Trudno powrócić z takiej podróży!
Bogusław Kalungi Dąbrowski, „Spalić paszport”, Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2017