„27 śmierci Toby’ego Obeda”, czyli niechlubna historia Kanady
„27 śmierci Toby’ego Obeda” Joanny Gierak-Onoszko to reportaż bardzo często pojawiający się w podsumowaniach 2019 roku i przez wielu uznawany za książkę wybitną, fantastyczny debiut, wstrząsającą lekturę. Czy podpisuję się pod tymi stwierdzeniami?
Książka opowiada o sytuacji dzieci rdzennych mieszkańców Kanady, dzieci, które siłą zabierano z rodzinnego domu, by je ucywilizować, uczłowieczyć, by nie były dzikusami. Trafiały do szkół z internatem, setki kilometrów od domu, by w razie ucieczki nie były w stanie wrócić rodzin i by rodziny nie miały możliwości ich odwiedzać. Placówki w dużej mierze prowadzone były przez księży i siostry zakonne, ale stosowane przez nich metody „wychowawcze” nie miały nic wspólnego z Ewangelią. Dzieci były bite, poniżane, wykorzystywane seksualnie najpierw przez opiekunów, a potem przez starszych kolegów, którym nie oszczędzano przemocy. Traumy, jakie noszą w sobie, nigdy nie znajdą ukojenia.
Byłem mały, a już się nauczyłem nie być. Udawałem, że to nie mnie się to wszystko dzieje. Tato mówił, że mam duchowy dar, ale chyba sam to wynalazłem. To proste, zwyczajnie tłumaczysz sobie, że to cudza krew, nie twoja. Odlatujesz ze swojego ciała, wtedy możesz na chwilę zablokować ból. Ta umiejętność bardzo mi się w życiu potem przydawała. Ale wtedy w szkole chłopaki mnie podziwiały. Oni strasznie płakali, a ja – nic. Ani łezki.
Joanna Gierak-Onoszko nie pisze jednak jedynie o tragicznej sytuacji, w jakiej znaleźli się mali rdzenni mieszkańcy. Opisuje, jak Kanada próbuje poradzić sobie z tymi wydarzeniami, jak mniej lub bardziej umiejętnie i po ludzku próbuje naprawić wyrządzone krzywdy. To historia o wzięciu odpowiedzialności za to, co bolesne i o uciekaniu od niej, o wrażliwości i jej elementarnych brakach. Pojawiają się tu również opowieści o zawłaszczaniu kultury, granicach zapożyczeń i budowaniu swojej tożsamości.
Czytanie tej książki nie było dla mnie łatwe, czasem miałam ochotę płakać, innym razem robiło mi się niedobrze, gdy autorka opisywała, jakie okropieństwa fundowano dzieciakom. Czasem czułam się, jakbym czytała powieść, bo autorka przeplata wątki, porzuca jeden, by rozpocząć kolejny i jeszcze jeden, a potem rozwiązać je w odpowiednim czasie.
Bliska jest mi wrażliwość autorki i język, jakim się posługuje. Widać to na przykład tutaj:
Dzieci Juliette są zawsze blisko niej, właściwie nie sposób stracić je z oczu. W przydomowym ogródku leżą grzecznie w płytkich, nieutrzęsionych jeszcze grobach. Juliette mogła przestać się o nie martwić. Są wreszcie w domu i nic złego już im się nie stanie.
Albo tutaj:
Angielskiego nauczyłem się dość szybko, mieliśmy dobrych nauczycieli. Bili nas z dużą troską.
Ten nieco bardziej literacki, naznaczony przejęciem i czułością styl pisania, pomógł mi przez tę książkę przebrnąć. Nie oczekiwałam mocnych historii, wstrząsających wydarzeń, a przy tym temacie byłoby o nie bardzo łatwo. Joanna Gierak-Onoszko jest blisko swoich bohaterów, mocno zaangażowana w ich przeżycia.
Jeśli szukacie prawdziwej, poruszającej, trudnej i nie dającej prostych rozwiązań historii, sięgnijcie po „27 śmierci Toby’ego Obeda”.
27 śmierci Toby’ego Obeda, Joanna Gierak-Onoszko, Dowody na Istnienie, 2019
3 Replies to “„27 śmierci Toby’ego Obeda”, czyli niechlubna historia Kanady”