Ks. Dolindo: mistrz pokory i pogody ducha
To książka dla tych, którym nie po drodze z Kościołem i, choćby bardzo się starali, nie potrafią zrozumieć mającego niewiele wspólnego z miłością bliźniego postępowania niektórych księży. Ks. Dolindo, święty XX w., też zmagał się z tymi problemami.
W życie ks. Dolindo cierpienie było wpisane od samego początku – to właśnie oznacza jego imię. Pochodził z Neapolu, z wielodzietnej katolickiej rodziny. Ojciec miał jednak dość okrutny pomysł na wychowanie dzieci – jego surowe postępowanie i głód to codzienność małego Dolindo. Ojciec maltretował go fizycznie, bił, zamykał w ciemnej komórce ze szczurami. To spowodowało opóźnienia w rozwoju chłopca: nie potrafił nauczyć się czytać ani pisać, sam o sobie mówił, że jest kretynem:
„Bił mnie za każdym razem, kiedy nie potrafiłam powtórzyć literek. I nie wolno było nawet pisnąć. Ból musiałem znosić w ciszy. Gdybym w tamtym wieku rozumiał, o co chodzi w Męce Chrystusa, łączyłbym się z Nim i mógłbym zostać świętym […] Muszę przyznać, że ta ekstremalna surowość i ciągłe wynikające z niej cierpienia, nieadekwatne do mojego wieku, całkowicie odebrały mi uśmiech i przez to stawałem się zwykłym kretynem. Niczego już nie rozumiałem, nie rozróżniałem”.
Dolindo jednak modlił się za ojca, a za najgorsze doświadczenie z dzieciństwa uważał rozwód rodziców. Od zawsze też chciał zostać księdzem. I to właśnie w seminarium zostaje cudem uzdrowiony – czyta najtrudniejsze teologiczne dysputy, sam pisze książki i 30 tomów komentarzy do Pisma Świętego.
Poza wspaniałymi doświadczeniami z życia kapłana (jak odprawianie Eucharystii, w której był zakochany), na ks. Dolindo spadają liczne cierpienia, które będą trwać do końca jego życia. W wyniku pewnych nieporozumień na prawie 20 lat zostaje odsunięty od możliwości odprawiania Mszy św. (do Komunii przystępuje wtedy na końcu, zawsze w sutannie), był poniżany przez innych księży, a jego książki wpisane na listę zakazanych, tuż za pornograficznymi. Wystarczająco, by spakować manatki? Z pewnością, ale dla ks. Dolindo Kościół to Jezus, dlatego nie pozwalał powiedzieć o nim złego słowa. Przed tymi, którzy go krzywdzili, klękał i prosił o wybaczenie, nie żywił do nikogo urazy, wszystkim błogosławił. Taka postawa przerywała łańcuch nienawiści – wobec takiej miłości trudno przejść obojętnie.
Ks. Dolindo był mistykiem. Kiedy ludzie przyjeżdżali do o. Pio, ten pytał, dlaczego to robią, skoro w Neapolu mają świętego. A poproszony przez ks. Dolindo o spowiedź odparł, że jej nie potrzebuje, bo „cały jest błogosławiony”. Ks. Dolindo rozmawiał z Jezusem, objawiała mu się Matka Boża. Co więcej, są świadkowie, którzy mówią, że kiedyś to właśnie Ona śpiewała, towarzysząc kapłanowi grającemu na kościelnych organach. Kapłan miał dar bilokacji, potrafił też przenikać ludzkie dusze. Jego duchowne córki i synowie przechowują obrazki, na których zapisywał słowa, które Jezus kierujował do duszy.
Dolindo był także fizycznie dręczony przez szatana. Zły zapowiadał mu, że przyśle duchownemu tyle ludzi, że nie zdoła ukończyć książki o Maryi. A jednak się udało. Choć często wykończony, ks. Dolindo nie poddał się i robił wszystko, by głosić innym Bożą chwałę.
Choć wiele cierpiał, przyjmował wszystko z pokorą. Ale to wcale nie oznacza, że ks. Dolindo był wyprany z emocji. Nie rozumiał nakładanych na niego kar, kiedy mógł, walczył o sprawiedliwość, dążył do tego, by sprawy związane z jego odsunięciem od ołtarza były jak najszybciej wyjaśnione. Ale potrafił też nie mówić nic, nie buntować się, ale cierpliwie czekać na rozwiązanie sytuacji. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie bezgraniczne zaufanie Bogu. Choć ostatnia żyjąca krewna ks. Dolindo podkreśla, że wuj świętym się urodził – pewnie dlatego wszystko udało mu się znieść. I to właśnie jemu Jezus podyktował słowa aktu zawierzenia, znanego dziś jako modlitwa „Jezu, Ty się tym zajmij” – Jezus obiecuje, że zajmie się wszystkim, co zostanie Mu powierzone, byle tylko zrobić to stanowczo i nie obmyślać swoich strategii.
Ks. Dolindo umierał tak, jak żył – w cierpieniu, ale z pogodą ducha. Zdjęcie zrobione po jego śmierci przedstawia człowieka spokojnego i uśmiechniętego. Do dziś jego grób odwiedza wiele osób, prosząc o poradę, powierzając mu różne sprawy. Sam ks. Dolindo prosił, by na jego grobie zapisać jedno zdanie:
„Kiedy tu przyjdziesz, zapukaj trzy razy. Ja nawet zza grobu odpowiem ci: ufaj Bogu”.
Pukanie rozlega się więc każdego dnia. Mam nadzieję, że też kiedyś zapukam. Choć wiem, że ks. Dolindo wspiera w trudnościach nawet i bez tego.
No dobra, a teraz wreszcie kilka słów o książce! Czyta się świetnie, byłam zaskoczona, że tak wciąga. Historia życia ks. Dolindo jest przeplatana opowieścią o odkrywaniu jego losów przez autorkę, Joannę Bątkiewicz-Brożek. Sporo tu fragmentów z pism ks. Dolindo, a także świadectwa osób, które go znały. I dużo zdjęć. Nic tylko czytać! To ponad 400 stron pięknej, choć trudnej, lektury.
Jezu, Ty się tym zajmij. O. Dolindo Ruotolo. Życie i cuda, Joanna Bątkiewicz-Brożek, Wydawnictwo Esprit, Kraków 2017