„Powiedz wilkom, że jestem w domu” – przypadkowo wyłowiona perełka
AIDS, śmierć, strata, smutek, tęsknota, gniew, niezrozumienie, rywalizacja, odrzucenie. Wiem, nie brzmi najlepiej. A jednak w „Powiedz wilkom, że jestem w domu” znalazłam dużo spokoju i uśmiechu. Jak to możliwe?
June ma 14 lat, starszą siostrę Gretę, kochających się rodziców i ojca chrzestnego, za którym, delikatnie mówiąc, przepada. Ale wujka Finna wykańcza AIDS i jego śmierć jest tylko kwestią czasu. Finn umiera, zostawiając June z pustką w sercu, wielkim smutkiem i żalem. Zażyła relacja między June a Finnem dla nikogo nie była tajemnicą, ale prawo do przeżywania jego śmierci zostaje jej odbierane:
– Cicho bądźcie jedna z drugą – powiedział tato. – Mamie i tak jest ciężko.
Mnie też jest ciężko, pomyślałam, ale się nie odezwałam. Siedziałam cicho, zdając sobie sprawę, że smutek, który odczuwam, nie przystoi siostrzenicy. Wiedziałam, że Finn nie był tak naprawdę mój, więc nie mam prawa do tego typu uczuć. Teraz, gdy nie żył, należał już tylko do mamy i babci. To im współczuli wszyscy naokoło, mimo że żadna z nich nie wydawała się być z nim w bliskich relacjach. Dla osób obecnych na pogrzebie Finna byłam tylko jego siostrzenicą. Wyjrzałam przez okno i uświadomiłam sobie, że znajduję się w miejscu, w którym nikt w najmniejszym nawet stopniu nie zdaje sobie sprawy z tego, co noszę w sercu. Nikt nie miał pojęcia, jak wiele minut każdego dnia poświęcam myślom o Finnie, i na szczęście nikt nie wiedział, jakiego rodzaju są to myśli.
June i Greta były sobie kiedyś bardzo bliskie, ale teraz przytyki, złośliwości i brak wsparcia to ich codzienność. Greta liczy na to, że po śmierci Finna odzyska siostrę, tyle że June nie jest jedyną osobą, której Finn był bardzo bliski. Kontakt z dziewczyną nawiązuje Toby, „specjalny przyjaciel” wujka. Nigdy wcześniej go nie widziała, a mama June nie ma o nim dobrego zdania. Gdyby tylko wiedziała, że June potajemnie się z nim spotyka, na pewno nie byłaby zadowolona…
Akcja książki rozgrywa się pod koniec lat 80. w Stanach Zjednoczonych, AIDS wyklucza ze społeczeństwa i jest powodem złych spojrzeń, nieprzyjemnych komentarzy, odruchów odrazy. Finn był znanym malarzem, gdy gazety spekulują na temat powodu jego śmierci, Greta się wstydzi, a June walczy o jego dobre imię. June chce kolekcjonować wspomnienia o Finnie, właściwie uważa się za ich depozytorkę, brakuje jej jednak kilku elementów, by obraz wujka był kompletny. Greta liczy na to, że śmierć Finna przywróci jej siostrę i nie radzi sobie z zazdrością o niego. Siostrzana relacja jest trudna, pełna słownych przepychanek, nieporozumień i niedomówień. Bolesna. W trakcie czytania miałam ochotę wkraść się do książki i powiedzieć: „hej, dziewczyny, a może wystarczy szczerze pogadać?”. Problem jednak w tym, że samo doprowadzenie do rozmowy okazuje się zbyt trudne. Dziewczęta prowadzą wiec dialog bez słów, dorysowując mniej lub bardziej szalone elementy do ich portretu, jaki przed śmiercią namalował Finn. Może to pomoże?
Myślę, że to właśnie relacje, ich mozolne odbudowywanie, odkrywanie, to największy atut tej książki, coś, co mnie do niej przyciągało. Czasami zupełnie nie rozumiałam zachowania bohaterów, ich uciekania od rozmów, uczuć, ale kibicowałam im, żeby dali sobie szansę.
Fantastycznie było towarzyszyć im w podróży, podczas której odkrywali siebie, stopniowo obnażali to, co trudne i przyznawali się do tego. June żyła w przekonaniu, że ma Finna na własność, że nikt nie zna jej tak dobrze jak on i nikomu on nie pozwolił się w tak dużym stopniu poznać. Tymczasem okazuje się, że Toby może wiedzieć więcej niż ona, może wspominać Finna inaczej niż ona, że mógł być bliżej niego. Pogodzenie się z tym nie przychodzi June łatwo, ale jest procesem, przedstawionym bardzo wiarygodnie. To powieść, która pracuje z emocjami, a przy tym nie jest wyciskaczem łez, porusza, ale nie wpędza w smutek i rozpacz.
„Powiedz wilkom, że jestem w domu” to debiut literacki Carol Rifki Brunt, moim zdaniem bardzo udany. Książka jest dobrze napisana, wciągająca, konfrontująca z tym, co w nas nienazwane i trudne, a przy tym wspierająca i dająca nadzieję.
I wiecie co? Chyba właśnie to najbardziej w książkach lubię: jak jest troszkę smutno, kiedy jest jakiś trud, który bohaterowie podejmują, ale jest w tym dobro. Cieszę się, że sięgnęłam po tę powieść, tym bardziej że znalazłam ją całkiem przez przypadek. Odwiedzam czasem księgarnię „Tak czytam” i wtedy bardzo często znajduję takie perełki.
Polecam Wam! Bardzo ?
One Reply to “„Powiedz wilkom, że jestem w domu” – przypadkowo wyłowiona perełka”